Strach ma duże oczy
Jakiś czas temu wpadłam na YouTube na temat zero waste.
To idea, kultura, czy też styl życia (jak zwał, tak zwał), która zakłada ograniczenie wyrzucania do zera. Mniej radykalną odmianą jest less waste, czyli zmniejszenie ilości wyrzucanych rzeczy.
Dla mnie jest to ciekawy temat, przecież mój kosz na śmieci jest wiecznie pełny. Nie chce mi się go cały czas wyrzucać.
Po zgłębieniu tematu, zaczęłam się jednak zastanawiać, dlaczego są ludzie, którym tak bardzo na tym zależy?
I wiecie co? Odpowiedź na to pytanie mnie przybiła.
Niesamowite, w jakiej niewiedzy żyłam do tej pory. Czy Wy też myśleliście, że śmieci trafiają do miejsca, w którym są segregowane i utylizowane, przerabiane (recyklingowane), a tylko część ląduje na wysypiskach? Czy Wy też myśleliście, że te ochydne zdjęcia z biednych krajów "trzeciego świata" to wynik ich niechlujstwa i nieumiejętnego gospodarowania odpadami?
Niestety, ale fakty są zatrważające. Śmieci wymykają się ludziom spod kontroli. Nie panujemy nad ich ilością, składowaniem, o utylizacji i recyklingu to szkoda gadać.
Nie będę się posługiwać liczbami, można znaleźć to w sieci (wrzucę kilka linków na koniec). Tylko lekko nakreślę temat.
Tworzywa sztuczne, popularnie zwane plastikiem, są produkowane od lat 50-tych zeszłego wieku. Szacuje się, że obecnie jest przetwarzane tylko 9% tego, co produkujemy. A co z resztą?
O ile nie leży ona 9 (ta reszta) w naszych domach, to zapewne plącze się gdzieś po świecie, lata między kluczami gęsi, pływa między delfinami, czy jest przełykana przez niewinne stworzenia.
Rozejrzyjmy się, jak materiał, który miał być pomocą, bo przecież jest zbawieniem np. w służbie zdrowia (no, nie oszukujmy się, że dobre były wielorazowe strzykawki i prane kilkadziesiąt razy gaziki), staje się utrapieniem, lekką ręką wyrzucanym balastem zatruwającym nasze życie.